Szukaj Pokaż menu

7 ciekawostek o broni i prawie do jej posiadania

115 673  
432   132  
Patologią naszych czasów jest to, że nierzadko atakujący ma więcej praw niż ofiara, zaś prawo do obrony własnej istnieje jeszcze bardziej teoretycznie niż przyszłe emerytury z ZUS.

#1.

W zwykłym mieszkaniu ukryli pokój tak, że nie domyśliłbyś się jego istnienia

256 736  
545   95  
Firma Creative Home Engineering zajmuje się tworzeniem na zamówienie ukrytych pomieszczeń. Sara Nainzadeh zamówiła sobie taki pokój do mieszkania, którego właścicielką jest od 2009 roku. Kosztowało ją to 25 000 dolarów, ale twierdzi, że było warto i przekonuje, że jeśli będzie się przeprowadzała, w nowym mieszkaniu też będzie miała takie miejsce.

#1.

Sprzedaję swoje ciało i dobrze na tym wychodzę

153 068  
515   77  
Wstaję rano, odpalam maila. Patrzę - jest! Mail z kolejną ofertą. Szybki research czego wymagają, co muszę dać od siebie i wysyłam zgłoszenie. Szansa zarobienia kolejnych kilku tysięcy euro w 2-3 tygodnie dodaje uśmiechu.

Robię to już od dwóch lat. Schemat zawsze jest ten sam i mam i czas dla siebie, i spore pieniądze.

Początek

Jak każdy swojego czasu szukałem szybkiego, dużego zarobku z jak najmniejszym wysiłkiem własnym.

I znalazłem Clinical Trials jako odpowiedź.

Pamiętam, że nie wahałem się ani chwili. To w końcu poważne instytucje medyczne, a nie piramida finansowa proponowana mi przez jakiegoś typa na Facebooku. Googlując znalazłem wiele ośrodków, które chętnie zapłacą mi za branie leków i możliwość pobrania próbek. Praktycznie w każdym kraju jest choć jeden ośrodek, który szuka ochotników. Ja znalazłem kilka w Niemczech, Holandii, Belgii oraz w Wielkiej Brytanii. Ktoś mógłby spytać się czemu nie w Polsce, gdzieś bliżej. Płaca w naszym kraju niestety waha się od 1500-3000 złotych, a za granicą tyle samo, ale w euro.

Po kilku dniach poszukiwania najlepszego ośrodka musiałem odrzucić kilka ze względu na wymaganie języka niemieckiego lub holenderskiego, w których ni w ząb nie umiem się porozumieć, i znalazłem takie, w których płynny angielski wystarczy. Szybka rejestracja w jednym, ankieta, w której pytają się o informacje o płci, pochodzeniu, stanie zdrowia, ilości kaw dziennie, zażywanych narkotykach czy palonych papierosach. I już po kilku dniach przyszedł pierwszy mail z pierwszą propozycją dopasowaną do odpowiedzi, których udzieliłem w ankiecie.

Po wybraniu propozycji, która mnie interesuje, wysłałem maila zgłoszeniowego. Po jakimś czasie oddzwonili i zaprosili na screening.

Pierwszy raz

Szybkie zakupy biletów lotniczych, dojazd na miejsce i patrzymy z czym to się je. Na dzień dobry dostałem opaskę z numerem obiektu testowego i kilka stron do przeczytania, co oni dokładnie chcą testować. Wywiad z doktorem, waga, krew, mocz, EKG i panu dziękujemy, zadzwonimy, jak porównamy z innymi obiektami. Przeleciałem 1000 kilometrów, żeby spędzić na miejscu może dwie godziny. Super, mam czas pozwiedzać. Na moje szczęście udało się przejść wszystko pomyślnie i po jakimś czasie dostałem telefon kiedy mam się stawić i trafiłem do ośrodka.

Tydzień. Tydzień leżenia w łóżku, nierobienia praktycznie nic. Śniadanie, obiad, kolacja, pobór krwi, moczu - wszystko zaplanowane za mnie. Dosłownie co do minuty. Do picia tylko kawa bezkofeinowa oraz woda. Jedzenie lepsze niż u nas w szpitalach, ale dalej od jakości jedzenia dla psów niewiele się różni. Po tygodniu wypis oraz nakaz stawienia się jeszcze raz za kilka tygodni, żeby zobaczyć, czy na pewno mi nie zaszkodzili i czekamy na przelew. Brzmi jak marzenie.

Wszystko wygląda pięknie, ale jednak. Restrykcje na miejscu zabraniają mi pewnych przyjemności. O zapaleniu jointa ze znajomymi mogę pomarzyć, bo jakikolwiek narkotyk od razu dyskwalifikuje z badań. Papierosy wykrywalne są nawet przez dwa tygodnie, więc również "nie, dziękuję". W samolotach siedzę czasami 8-16 razy w miesiącu. Podniebne PKS-y - nuda i wyczuwalne marnowanie czasu. Dla większości znajomych, tych bardziej natrętnych, interesujących się co robię w życiu, że zarabiam, a mam czas codziennie o 10, tylko często siedzę gdzieś za granicą, trzeba wymyślić zgrabne kłamstewko, bo lekko wstyd się przyznać publicznie co się robi. Choć, jak to mówią, "czego człowiek nie zrobi dla pieniędzy"...

I tak przyszła wiedza

Z czasem, testując kolejne leki, nauczyłem się czym różnią się kolejne oferty i czemu za niektóre proponują stawki idące w nawet 8-9 tysięcy euro, a za inne półtora do czterech tysięcy.
Leki, które przyjmuję, dzielą się na trzy typy.

Pierwszy typ to leki, które są już dostępne w Stanach Zjednoczonych. Jednak dla Europy muszą być ponownie zaakceptowane. Łatwo się domyślić, że takie są w miarę bezpieczne. Najgorsze, co mi się przydarzyło podczas brania leków to biegunka.

Drugi typ to moment, w którym jest się kolejną grupą badawczą leku jeszcze nigdzie niewprowadzonego, zazwyczaj o zwiększonej dawce w stosunku do poprzednich grup. Również dość bezpieczne, bo skoro 100 osobom przed nami nic nie było i pozwolono zwiększać dawkę, to raczej nam to nie zaszkodzi.

Trzeci typ to First Time On Human. Leki, które dopiero mają wejść na rynek i jesteś pierwszą grupą badawczą, która będzie je testować. Takich nie miałem okazji jeszcze testować, jednak pamiętam koleżankę, która trafiła na takie badanie i wokół plastra z lekiem wyrosła jej centymetrowa narośl. Oczywiście w takich miejscach jest pełen zespół lekarzy oraz zapis w umowie, że jeśli coś nam się stanie, to mają obowiązek nas z tego wyleczyć.


Ochotnicy dzielą się również na dwa typy. Ochotnicy Podstawowi i Rezerwowi. Podstawowi mają zagwarantowane miejsce w grupie i jeśli któryś test przy wejściu ich odrzuci, to na ich miejsce wchodzi ochotnik rezerwowy. Z tego powodu wszystkie testy mają "D-1". Dzień przed podaniem leku na powtórzenie jeszcze raz tego samego, co na screeningu.

Jak żyć, "pracując" w ten sposób?

Zazwyczaj moje przyloty na screening lub badanie po zakończeniu pobytu zajmują mi jeden dzień. Szybki przelot z plecakiem, gdzie mam trzy rzeczy na krzyż. Na dłuższe pobyty mała walizeczka z ubraniami, bo do środka nie wolno nam wnieść praktycznie nic poza nimi.
Spędzam w takich ośrodkach około dwóch miesięcy w roku, co starczy na opłacenie mieszkania i swobodne życie. Jako że w środku są bardzo sztywne zasady, to spędzam dnie głównie w łóżku, ucząc się materiału na studia lub pracując zdalnie. I naprawdę nie ma nic ciekawego, co bym robił w środku.
Pielęgniarki rano przychodzą pobrać krew, idziemy wziąć lek, zjeść śniadanie i znowu krew, EKG i tak do wieczora.


"Praca", którą wykonuję, dla mnie jest takim małym dowodem, że da się w życiu zarobić i tak naprawdę nic nie zrobić.

Po co?

Może ktoś się kiedyś zastanawiał nad uczestnictwem w takim badaniu. Niektórzy dopiero dowiedzą się, że coś takiego istnieje, a nuż widelec ktoś z was też bierze w czymś takim udział i chciałby wymienić się doświadczeniami ze swojego ośrodka.
515
Udostępnij na Facebooku
Następny
Przejdź do artykułu W zwykłym mieszkaniu ukryli pokój tak, że nie domyśliłbyś się jego istnienia
Podobne artykuły
Przejdź do artykułu 7 oszustów i przekręty tak zwariowane, że aż trudno w nie uwierzyć!
Przejdź do artykułu Z życia strażnika miejskiego - bynajmniej nie tak strasznego jak go malują
Przejdź do artykułu Najlepsze miejsca na spędzenie udanego urlopu
Przejdź do artykułu 20 memów, których lepiej nie przeglądać w pracy II
Przejdź do artykułu Typowe matki w akcji - jak tu ich nie kochać?
Przejdź do artykułu 20 memów, których lepiej nie przeglądać w pracy
Przejdź do artykułu Oczekiwania kontra rzeczywistość VIII - największa profanacja pizzy
Przejdź do artykułu Japoński lifehack, który uratuje twoją zamoczoną ksiażkę
Przejdź do artykułu Krawężnik od kuchni - z życia polskiego policjanta

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą