Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Najgłupsza zabawa z dzieciństwa V

28 108  
63   2  
Kliknij i zobacz więcej!Dziś sypana środa, Niemcy, terroryści, flirt i wilkołaki. Nic Ci to nie mówi? To czytaj ten odcinek, a wszystko się wyjaśni.

Z bratem mieliśmy dwie pokręcone zabawy, których do tej pory nie rozumiem.

Pierwsza to "butki, butki". Mieszkaliśmy w domku, który miał tak rozmieszczone pomieszczenia, że można było biegać przez wszystkie w kółko. Cokolwiek robiliśmy, w pewnym momencie zaczynałam krzyczeć "butki, butki!" i biegać za młodszym bratem. Do tej pory nie wiem, czemu przede mną uciekał. Ale ganialiśmy się tak pół godziny, po czym zmienialiśmy zajęcie. To była dość częsta zabawa.

Druga zabawa była naszą pasją podczas jazdy do szkoły.
Rodzice nas odwozili (mieszkaliśmy na wsi, jechało się wzdłuż łąk jakieś 10 minut) i całą drogę potrafiliśmy się bawić w "widzę pieska i kotka". Polegało to na tym, że jak jedno z nas patrzyło w innym kierunku niż drugie, pokazywało w okno i mówiło "widzę pieska i kotka!". Kiedy się odwróciło, ze smutną minką odpowiadało się "ucieeekły". Całą drogę tak potrafiliśmy się nabierać i to przez długie lata.

by meridiel

* * * * *

Nie jest to moje wspomnienie, ale mojego kolegi.
Było to zaraz po zamachu na papieża. Do zabawy potrzeba było od kilku do kilkunastu chłopa w wieku ok 11-12 lat, wiadomo, z jednej klasy. Zabawa najczęściej odbywała się na korytarzu szkolnym na przerwie, a polegała na tym, że jeden z zabawowiczów był "papa mobile" i niósł na barana drugiego wybrańca, który udawał samego "papieża" i pozdrawiał wszystkich dookoła. Wokół nich szła "ochrona" złożona z reszty zabawowiczów. Gdy "papieżowi" nie spodobała się facjata któregoś z pozdrawianych, wskazywał palcem nieszczęśnika i darł się do ochrony: terrorysta!!! Wtedy "ochrona" rzucała się na nieszczęśnika, przygniatając go do ziemi. Na sam koniec rzucali się na nich sam "papież" i oczywiście "papa mobile". Było parę podduszeń, parę zwichnięć i skręceń, kilkadziesiąt uwag w dzienniczku i kilka wizyt rodziców u dyrektora. Ehhh, to były czasy.

by ecik @

* * * * *

Gdy byłam mała razem z bratem i paroma znajomymi bawiliśmy się w ślepaka. Zabawa podobna do berka, tylko że osoba, która goniła, miała zamknięte oczy. Było przednio, dopóki nie wybudowali nowego palu bez piasku wokół ślizgawki (na której najczęściej się bawiliśmy), a że wokół nie było tego piasku, biegnąc w klapkach poślizgnęłam się o zaschnięte błoto, wywaliłam się wprost na metalowa blachę, łamiąc jedynkę. Żeby mama się nie dowiedziała siedziałam na klatce z zasłoniętymi ustami. Mama po przyjeździe z pracy zobaczyła źle zasłonięte usta w krwi.

by Shioko @

* * * * *

Pierwsza głupia zabawa to był "Flirt" i niestety była rozrywką okresową. Moja kumpela mieszkała w bloku na parterze i przez jakiś czas pod jej oknem były wykopy. Otóż zabawa polegała na tym, by wypisywać jakieś romanse na kartkach i pokazywać je przez szybę robotnikom. Oni, znudzeni, oczywiście wchodzili w zabawę i starali się nam odpowiadać w miarę możliwości. Podczas tych samych wykopów wchodziłyśmy w opuszczone doły, korytarze, jamki i buczałyśmy na przechodniów.

Najlepszym naszym pomysłem były jednak "Wilkołaki", taki INNY berek. W zabawie typowano dwa wilkołaki (w tym zawsze mnie, bo wcisnęłam osiedlowej bachorni, że "mam astmę i nie mogę tak bardzo biegać"), natomiast reszta była potencjalnymi ofiarami. Przed naszymi blokami stał duży, otwarty budynek z wielkimi pojemnikami na wszelkie śmieci, natomiast te do segregacji stały na zewnątrz z boku. Zabawa toczyła się tylko i wyłącznie w nocy, głównie wokół tego budynku i na śmietnikach. Wilkołaki rzężąc i rycząc na całe regulatory (sąsiedzi często wychodzili na nas z miotłami) ganiały swoje ofiary, które potem gryzły, (wiele ubrań ucierpiało). Każdy wilkołak wybierał sobie słowo, na które kucał na kilkanaście sekund i wiadomo, jakie to były pomysły - słowa na k, ch, etc, etc.

Często też chodziłyśmy w kumpelą nad jezioro, wchodziłyśmy w cudze łódki i płynęłyśmy sobie nimi w dal. "Żeby Barbie kąpały się tam, gdzie nie mają gruntu".

by abreviel @

* * * * *

Zabawa nie miała nazwy. Jednak była dość ciekawa. Jako szczyle ze znajomymi w efekcie wymyślania coraz ciekawszych zabaw wpadliśmy na pomysł aby sprawdzić co się stanie jak położymy kamień na tory tramwaju. Na początek kładliśmy małe kamienie, nie wystawały za obrys szyny. Był trzask i radocha. Oczywiście obserwowaliśmy to z pewnej odległości. No ale skoro małe się udawało, to czemu nie spróbować z większymi. No i tak zrobiliśmy, każdy kolejny coraz większy, większy trzask i większa radocha. Jednak po położeniu któregoś z kolei już dość pokaźnych rozmiarów, motorniczy go zauważył lub uznał, że jest niebezpiecznie albo że zabawa nie jest fajna. Zatrzymał tramwaj, wysiadł. Oczywiście wszyscy w krzaki się chowamy. Ale on nie daje za wygraną i woła. W końcu dorwał jednego z nas. Wytargał za ucho, kazał zdjąć kamień, jakieś kazanie walnął i na tym się skończyło.

by elvis_993 @

* * * * *

Sypana środa.

Będąc dzieckiem, razem z innymi dzieciakami spontanicznie wymyśliliśmy pewną zabawę, która szybko przeszła w zwyczaj. Zaczęliśmy sypać się piaskiem z piaskownicy oraz tym, który był na ziemi. Używaliśmy butelek, wiaderek, łopatek, no i przede wszystkim rąk. Odważne dziewczynki pochylały głowę, nastawiając włosy na nieraz wiadra piasku. Uruchomił się nawet "piaskowy fryzjer" - dziewczynki leżały na brzegu piaskownicy, a ktoś nakładał im piaskowy "szampon", "odżywkę" i "farbę do włosów". Na koniec wszystko było "spłukiwane" - oczywiście za pomocą piasku. Po takiej zabawie wszyscy wracali do domu z piaskiem w gaciach, włosach i ustach. Nazwa wzięła się stąd, że ktoś krzyknął "Sypany poniedziałek!", na co odezwały się okrzyki: "Chyba sypana środa!". Od tamtej pory, aż do definitywnego zakończenia dzieciństwa i rozejścia się na wszystkie strony świata powtarzaliśmy ją co kilka miesięcy.

by seltysetton @

* * * * *

Zabawa, w którą bawiłam się ze znajomą i jej bratem za szczeniaka. Wcale nie byłaby taka głupia, gdyby nie miejsce. Bawiliśmy się w "lwy i antylopy", co polegało na tym, że ja i znajoma byłyśmy antylopami, a brat lwem, który nas gonił. Oczywiście byliśmy zwierzętami czworonożnymi, więc pomykanie na czworaka po trawniku przed blokiem było obowiązkowe. W zasadzie byłoby całkiem wesoło, gdyby pewnego razu "lew" nie wlazł przednią łapą w psią minę. Zaraz po tym uciekł z płaczem do domu i już nigdy więcej się w to nie bawiliśmy.

by sill @

* * * * *

Zabawa nazywała się Salon piękności. Razem z koleżanką chodziłam do piaskownicy za jej domem i do plastikowego wiaderka wsypywało się dużo piasku, ale żeby nie było wypełnione. Później wlewało się wodę, tyle żeby zrobiło się błoto. I tu zaczyna się frajda. Obkładanie się błotem uważałyśmy za coś co nas odmłodzi (tylko nie bardzo wiem po co 6-latki mają się odmładzać), więc nakładałyśmy je wszędzie.
Były też rzygające dzieci. Do koszulki wsypywało się piasku i co chwilę się dokładało mówiąc, że karmi się dziecko, a jak koszulka się przepełniała, to szło się z dzieckiem na spacer i wracało z krzykiem: O nie! Moje dziecko rzyga! i wysypywało się piach. Jak już było pusto to się ryczało, że się zabiło dziecko.

by josna7 @

* * * * *

Niemcy. Ktoś wymyślił, że jest Niemcem, zebrał drużynę, a reszta osób, którzy nie zostali wybrani, miała przed tą ekipą uciekać. Niby nic, gdyby nie to, że potem ci, co uciekali włazili na drzewo i wszyscy nawalali się niedojrzałymi śliwkami i kamieniami. Po tym, jak jeden nie-Niemiec spadł z drzewa i zrobił sobie dłuuugą ranę na ciele, zaprzestano zabawy.
Dookoła świata. Podjeżdżano do sąsiadów i udawano, że są np. Chińczykami. Próbowało się nawijać po chińsku, podczas gdy sąsiedzi stali z oczami wielkimi jak spodki. I tak samo, np, Japonia, USA, itd.
Piraci z Karaibów lub Sindbad. Jedni stawali na zjeżdżalni, inni na ławce i spychali swoich pobratymców do wody (czyt. piasku), Potem wyodrębniali się kapitanowie (ci, którzy nie zostali zepchnięci przez resztę) każdego statku i rzucali w siebie tym, co mieli pod ręką, Kto pierwszy padł, przegrywał.

by nyks_here_and_there @

A czy Ty także masz takie wspomnienia z dziwnych zabaw? Podziel się tą wiadomością ze mną. Kliknij w ten link, a w temacie wpisz Najgłupsza zabawa. Znaczek @ za nickiem oznacza osobę, która nie posiada konta w serwisie Joe Monster.

Oglądany: 28108x | Komentarzy: 2 | Okejek: 63 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

08.05

07.05

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało