Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Jezus był wyjątkowo szpetnym dzieckiem! Tak w każdym razie każą nam myśleć średniowieczni malarze

46 664  
145   75  
Aniołowie się radują, bydlęta klękają, a śliczna panna właśnie wydaje na świat dziecko, które to spłodzone zostało w wyniku jednorazowego skoku w bok z samym Bogiem. Nagle, jeszcze przed momentem rozradowani, aniołowie wykrzywiają swoje twarze w odruchu obrzydzenia, a bydło w popłochu ucieka ze stajenki. Nikt bowiem nie spodziewał się, że zbawiciel ludzkości będzie niemowlakiem tak bardzo szpetnym.

Wystarczy przyjrzeć się obrazom artystów średniowiecznych i wczesnorenesansowych, aby przekonać się, że w swym niemowlęcym wieku Chrystus bardziej przypominał przerażającego, karłowatego starca niż normalne, zdrowe dziecko. Nie, no poważnie – spójrzcie chociażby na tego Jezusa:



Gość przypomina pozbawionego szyi starzejącego się zgreda o powiększonej prostacie i twardych poglądach na temat planowanych podwyżek cen smalcu. Wygląda na to, że żyjący w mrokach średniowiecza malarze albo nigdy nie widzieli niemowlaka, albo mieli kompletnie wychędożone na realistyczne odzwierciedlenie ludzkiej anatomii. Sprawa jest jednak znacznie ciekawsza, niż mogłoby nam się wydawać. Aby opowiedzieć wam, czemu dawne Jezuski wyglądały tak:


(metanabol+synthol+regularne treningi = droga do osiągnięcia ciała Adonisa)

tak:



albo tak:



...trzeba zajrzeć do pracowni żyjących w tamtym okresie alchemików! Ci ekscentryczni „czarodzieje” usiłowali łączyć ze sobą osiągnięcia ówczesnej nauki z praktykami mistycznymi czy religijnymi. Oczywiście najbardziej kojarzymy ich z prób przemiany ołowiu w złoto czy wynalezienia leku na wszystkie choroby świata. Nieco mniej znanymi eksperymentami alchemików były prace nad stworzeniem tzw. homunculusa, czyli „małego człowieka”.
Niektórzy z tych średniowiecznych magów wierzyli na przykład, że taka niewielka człekokształtna istotka może narodzić się w wyniku kontaktu ludzkiej spermy z rośliną. Według nich, przypominający ludzką postać korzeń mandragory powstawał w rezultacie zetknięcia się nasienia dyndającego na sznurku wisielca z ziemią.
Homunculus powinien przypominać tyciego, pomarszczonego starca. Główną (oczywiście poza nikczemnym wzrostem) cechą takiego ludzika miała być jego wyjątkowa inteligencja.



Alchemicy z chęcią sięgali po wszelkie osiągnięcia nauki, aby tylko znaleźć potwierdzenie swych teorii. Niedługo po powstaniu pierwszych mikroskopów pewien duński matematyk, który postanowił z bliska przyjrzeć się ludzkiemu nasieniu, zauważył wewnątrz plemnika kształt malutkiego, w pełni rozwiniętego człowieczka! Jego obserwacje doprowadziły do powstania głoszonej przez tzw. spermistów hipotezy, jakoby w każdym wytrysku znajdowały się setki tysięcy homunculusów – zminiaturyzowanych istot ludzkich, których późniejszy rozwój polegać będzie jedynie na powiększaniu się ich rozmiarów.
W tej sytuacji spermiści stali się jednymi z najbardziej zaciekłych wrogów masturbacji. Według nich każde walenie konia było jednoznaczne z ludobójstwem na ogromną skalę!
No, dobra – ale co to ma do koszmarnych Jezusków, tak namiętnie portretowanych parę wieków wcześniej? Wygląda na to, że powstała w średniowieczu alchemicka idea stworzenia homunculusa odcisnęła swoje piętno także i na sztuce. I tak na przykład motyw „małego człowieczka” pojawia się na obrazach powstałych w XII-XV wieku. Wówczas postać mini-Jezusa miała jeszcze bardziej duchową formę – homunculusa dopatrzeć się można było w scenach przedstawiających moment „zapłodnienia” Marii. Dobry przykład to powstały w 1310 roku obraz „Drzewo życia” autorstwa Pacino di Bonaguida:



Żeby dostrzec mini-Chrystuska, trzeba wytężyć nieco wzrok:



A tu możemy zobaczyć dorodnego homunculusa, lecącego wprost do dróg rodnych swej matki. Józef wydaje się być tym faktem nieco zmieszany:



W tamtym okresie pojawiła się też koncepcja, że Jezus przyszedł na świat nie jako niewinne dziecko, ale jako człowiek różniący się od swych bliźnich jedynie wzrostem. Według badaczy sztuki w pewnym momencie normą stało się prezentowanie Chrystuska jako małą istotę o cechach typowych dla dojrzałych mężczyzn. Niektóre wyobrażenia dzieciątka są tak bardzo dorosłe, że mają wyraźne objawy męskiego łysienia!



W przeciwieństwie do późniejszych artystów, średniowieczni i wczesnorenesansowi malarze w najgłębszym poważaniu mieli realizm. Bardziej skupiali się na formie łopatologicznej ekspresji, która bez trudu trafiłaby do prostego odbiorcy. Powiedzmy sobie szczerze – znacznie dostojniej i poważniej wygląda pigmejski Jezusek o twarzy przypominającej starego zimnioka niż istotka o realistycznym obliczu zaślinionego niemowlaka, który właśnie planuje sfajdać się w pieluchę.
Trend prezentowania dzieci jako „małych dorosłych” szybko rozszerzył się i wkrótce Jezus nie był jedyną ofiarą pędzli malarzy. Praktycznie wszystkie małolaty z płócien ówczesnych artystów były szpetne i przerażające.



Matthew Knox Averett – historyk sztuki z uniwersytetu w Creighton – ma na ten temat jeszcze jedną teorię: „Mówiąc w skrócie – w średniowieczu nie było miejsca na dzieciństwo. Ludzie żyjący w XI czy XIII wieku nie zaprzątali sobie głowy wizją okresu małoletności (…) - był to bowiem jedynie krótki czas przejścia, o którym szybko się zapominało.(…) Po skończeniu siódmego roku życia dzieciaki zaganiane były do pracy. Postrzeganie dzieci zaczęło się zmieniać dopiero z nastaniem renesansu”.
Na tę zmianę miał m.in. rozwój nauki. Małżeństwa z wyższych sfer zaczęły bardziej zwracać uwagę na prawidłowe wychowanie swoich pociech i zagwarantowanie im dobrej edukacji. Nagle rola dziecka przesunęła się w rodzinnej hierarchii na przód.
Innym elementem, który wpłynął na zaprzestanie przedstawiania dzieci jako szpetnych dziadów z wodogłowiem, było dojście do głosu artystów świeckich. Dotąd bowiem sztuka koncentrowała się wokół Kościoła, a zobaczenie na płótnie innego brzdąca niż Jezus w formie pomarszczonego homunculusa było prawdziwą rzadkością. Teraz, kiedy klasa średnia zaczęła się bogacić i edukować, ludzie zapragnęli zamawiać u malarzy portrety rodzinne. Żaden wrażliwy na sztukę rodzic nie chciał, aby jego pociecha zobrazowana była jako cholerny Benjamin Button! Niemowlak miał wyglądać dokładnie tak, jak wygląda każdy nowo narodzony przedstawiciel ludzkiego gatunku.



Tendencję do prezentowania maluchów jako słodkich, niewinnych cherubinków wprowadzili florenccy artyści gdzieś w okolicach XVI wieku. Dzięki nim epoka pokracznych, przerażających Jezusków o twarzach dręczonych Alzheimerem dziadków na szczęście dobiegła końca.




Źródła: 1, 2, 3, 4, 5
14

Oglądany: 46664x | Komentarzy: 75 | Okejek: 145 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało