Szukaj Pokaż menu

Mój pierwszy słownik obrazkowy V

117 760  
1056   41  
To już piąty tydzień wspólnej nauki! Czarny humor skondensowany w tych kilku obrazkach wyjdzie wam na dobre, a i dowiecie się czegoś nowego, np. na kogo czeka przyjaciółka mamy oraz co się stało na werandzie.

take

Solidna dawka adrenaliny

52 677  
203   5  
SkyCoaster, czyli to, co uzależnieni od adrenaliny kochają najbardziej.

Najgłupsza zabawa z dzieciństwa XIX

24 705  
36   4  
Kliknij i zobacz więcej!Dziś zabawa w operację, turlanie w beczce, alpiniści w stodole i zabawa w lody. Ta ostatnia jest chyba najgłupszą o jakiej słyszałem...

W podstawówce umilaliśmy sobie czas na przerwach w przeróżny sposób. Jednym z nich była "operacjaaa" - najważniejsze było wypowiedzenie tej kwestii przeciągając ostatnią literę z miną opętanego psychopaty, prosto w twarz ofiary... znaczy pacjenta. Najczęściej "operacjeee" przeprowadzało dwóch "lekarzy", głównie dlatego, że był to na ogół zabieg wykonywany wbrew woli pacjenta. Oczywiście wszystkie narzędzia były wyimaginowane - przypominało to trochę te filipińskie operacje bez skalpela, lecz miało bardziej gwałtowny przebieg. Walczyliśmy w końcu o ludzkie życie. Było wycinanie śledziony, elektrowstrząsy, a najsłynniejszy zabieg to przeszczep twarzy!
Cały pic polegał na tym żeby dobrze chwycić tuż przy uszach, za żuchwą i mocno ciągnąć. Towarzyszyły temu okrzyki: "siostro, kleszcze. Doktorze, spada saturacja!" etc. W sumie pacjent też miał z tego ubaw, bo dostawał solidną porcję "gilgotek" tylko w trochę mniej delikatnej oprawie. Każdy z nas miał oczywiście pseudonim, jak Dr Śmierć, Dr Potwór itp. Po zakończeniu podstawówki i liceum chyba z całego naszego grona tylko 1 os. trafiła później na medycynę, reszta zaprzestała praktyki. Dziwne, byliśmy w tym nieźli.

by Dzejkobsen

* * * * *

Jak byliśmy z moją siostrą mali (ja 6, a ona 7 lat) mieliśmy naprawdę durne pomysły. Najbardziej chyba zapamiętałem zabawę w "ptaki". Mieszkaliśmy na parterze, a parapet (spory, od wewnętrznej strony) był na wysokości ok. 1,2 m, z czego korzystaliśmy... Ustawiało się na środku pokoju poduszki, koce, i próbowało na nie "wlecieć", czyli skoczyć najefektywniej... Kończyło się na siniakach, a zabawa skończyła się oficjalnie na mojej złamanej nodze przy próbie "podwójnego piruetu" w powietrzu.

by izzard @

* * * * *

Razem z kolegami znaleźliśmy starą beczkę na budowie. Zabawa polegała na tym, że jeden kolega wchodził do beczki, a my go turlaliśmy po okolicy. Niewesoło było jak czasem rozpędzona beczka stoczyła się do małej rzeczki i ciężko było ją zatrzymać. Potem znaleźliśmy fajną górkę na końcu której była budowla, oczywiście turlaliśmy się z niej, zabawa była przednia, nikomu nic się nie stało w beczce oprócz czasami przemoczeń.

by pies998 @

* * * * *

Jakieś 10 lat temu w telewizji leciał film, w którym bogaci ludzie polowali na bezdomnych, szpital w naszej okolicy był w budowie, więc sceneria iście hollywoodzka, i tak zaczęliśmy polować na swoich kolegów i było całkiem fajnie do momentu, aż kolega, na którego polowaliśmy, został upolowany. Noga złamana w trzech miejscach i przebita metalowym prętem zbrojeniowym. Kiedy nasi rodzice dowiedzieli się o naszych "zabawach", zabronili nam się kolegować. A muszę jeszcze dodać, że polowaliśmy na siebie na zmianę każdego wieczoru. Kto inny był łowcą, a kto inny ofiarą.

by Bartoszc. @

* * * * *

Kiedyś z moim kuzynem, na wakacjach u babci, bawiliśmy się w stodole w ,,alpinistów" tzn. że każdy z nas musiał wziąć linę i "huśtnąć" się na drugi koniec stodoły. Skończyło się na tym, że uderzyłem głową w żelazną belkę i spadłem. Nie bolało za bardzo, ale miałem ogromnego siniaka. Kuzyn powiedział mi, że myślał, że oczy mi wypadły. Mieliśmy wtedy po 8-10 lat.

by Szymon411 @

* * * * *

Wraz z rodzeństwem bawiliśmy się często w zabawę noszącą tytuł "Lidka z Podwala". Dziś nikt nie potrafi powiedzieć skąd wzięła się owa nazwa i czy takowa Lidka kiedykolwiek istniała. Cała zabawa polegała na tym, że osoba zwana Lidką z Podwala leżała na wersalce, a pozostałe osoby próbowały wejść na wersalkę, zadaniem Lidki było spychanie pozostałych nogami na podłogę.

Zabawa z zamysłem artystycznym polegała na odnalezieniu biedronek w zbożu sąsiadującym z naszą posesją, a następnie wykopaniu kilku małych dołków, umieszczeniu w nich biedronek i zasypaniu z powrotem ziemią, tworząc mały kopczyk. Meritum zabawy było najładniejsze przyozdobienie mogiły dla biedronek.

O innej drastycznej zabawie opowiadał mi mój narzeczony. Oni wraz z bratem kupowali 2 razy do roku na odpuście niezliczoną ilość petard. Latem chodzili nad staw, łapali żaby i zapaloną petardę wkładali do pyska. Po czym delikwentkę wrzucali do wody. Żaba momentalnie zanurzała się pod wodę a gdy następował wybuch wypływała na powierzchnię. Nie wnikałam czy żaby wypływające na powierzchnię były żywe czy już nie.

by kaela @

* * * * *

Jako kilkuletnie dzieci znaleźliśmy martwego nietoperza. Z dwóch listewek zrobiliśmy krzyż, po czym zwierzątko zostało ukrzyżowane. Później klęcząc odmawialiśmy do niego modlitwy. Oczywiście byliśmy za młodzi, aby mieć jakiekolwiek skojarzenia z kultem szatana czy czymś podobnym, a modlitwa była szczera i chrześcijańska.

by guilty.gear260 @

* * * * *

Zabawa we wstrząsa.
4-6 klasa podstawówki. Wychodziliśmy na boisko, braliśmy piłkę do nogi, kopaliśmy najwyżej jak się da i... przyjmowaliśmy piłkę prosto na głowę. Lepsza zabawa zaczęła się, gdy tak samo było z piłką do kosza i po uderzeniu ktoś lądował na ziemi, nie mogąc ruszyć się do końca przerwy z powodu bólu karku i głowy.
Całkowity hardkor zaczął się, gdy kolega przyniósł piłkę do golfa, którą odbijaliśmy od betonowego boiska, potem biegaliśmy w kółko nie wiedząc, gdzie ta spadnie. Zabawa skończyła się w momencie, gdy jeden z chłopaków dostał prosto w głowę i wylądował w szpitalu ze wstrząsem mózgu.

by koziol93 @

* * * * *

Ja i moja siostra, jak miałyśmy po jakieś 7-8 lat, wymyśliłyśmy zabawę w "lody". Z reguły bawiłyśmy się w lody przy okazji rodzinnych obiadów u naszej babci i dziadka. Po obiedzie odpoczywałyśmy w dziadkowym pokoju, w którym stał barek zamykany na klucz. Udawałyśmy, że barek jest automatem do lodów, więc podchodziłyśmy do automatu i mówiłyśmy np.: Poproszę lody zielone! Po czym padałyśmy na łóżko w jakiejś idiotycznej pozie i z durną miną. I tak godzinami...

by m.fire@vp.pl
 
A czy Ty także masz takie wspomnienia z dziwnych zabaw? Podziel się tą wiadomością ze mną. Kliknij w ten link, a w temacie wpisz Najgłupsza zabawa. Znaczek @ za nickiem oznacza osobę, która nie posiada konta w serwisie Joe Monster.
36
Udostępnij na Facebooku
Następny
Przejdź do artykułu Solidna dawka adrenaliny
Podobne artykuły
Przejdź do artykułu Ludzie, którzy mieli niesamowitego farta
Przejdź do artykułu Miejska demolka ostatniego kowboja Ameryki
Przejdź do artykułu Znajdź różnice - profesjonalny poradnik
Przejdź do artykułu Anegdoty z marszałkiem Piłsudskim w roli głównej
Przejdź do artykułu Oczekiwania kontra rzeczywistość VIII - największa profanacja pizzy
Przejdź do artykułu Lansky: Wspomnienia kierownika wesołej budowy II
Przejdź do artykułu Martin A. Couney uratował tysiące dzieci, bo nie wiedział, że to niemożliwe
Przejdź do artykułu Odjechane sweterki
Przejdź do artykułu Lansky: Wspomnienia kierownika wesołej budowy I

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą